poniedziałek, 5 marca 2012

17..

Ubrani jak na miejsce wiecznego śniegu przystało wyszliśmy z hotelu.
-W tym się nie da chodzić!
-Hamao nie przesadzaj, nie jest tak źle.
Patrzenie się do tyłu w stronę chłopaka nie było dobrym pomysłem ponieważ potknęłam się i upadłam na centralnie na twarz. Muszę wspominać, że potknęłam się o śnieg który jest tu w każdym możliwym miejscu? Hamao nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem .
-To nie jest śmieszne!
-Owszem jest i to bardzo
-Nie śmiej się tylko pomóż mi wstać.
-A co nie jesteś w stanie sama w tych ciuszkach?
-Dobra masz racje w tym nie da się normalnie funkcjonować, a teraz pomóż mi! Ten śnieg jest CHOLERNIE ZIMNY!!
-Już, już
Pomógł mi się podnieść mimo, że to nie było takie łatwe w tych wszystkich zaspach do pasa.
-Koniec tego nabijania się ze mnie idziemy lepić bałwanka.
Szliśmy jeszcze kawałek przed siebie w dość wolnym tempie ale po prostu nie dało się szybciej.
-Daleko jeszcze będziemy iść.
-Nie narzekaj! Musi być odpowiednia sceneria na pierwszego w życiu bałwana.
-Ale ona się nie zmienia. Wszędzie jest tak samo biało.
-Ehhh faceci...tu będzie idealnie.
Ulepiliśmy trzy duże kule które znalazły się na sobie. Cała nasza konstrukcja była prawie mojego wzrostu.
-Ulepmy mu biust
Zmierzyłam go odpowiednio wzrokiem
-Chciałeś bałwana a nie jakąś bałwanice więc biustu nie będzie.
-A uszy?
-Uszy możesz spokojnie lepić.
-Ręce?
-Oczywiście
Z nimi był mały problem, a mianowicie nie do końca się trzymały więc zostały zrobione na wzór łapek a uszy przerobione na takie jak u misia. W taki oto sposób mieliśmy misia-bałwana. Szybko dokleiliśmy mu pseudo nóżki, żeby nie było, że jakiś wybrakowany.
-Czegoś mu brakuje. Te na filmach wyglądają hmm tak mniej biało.
-No jasne, że brakuje. Nie ma jeszcze na sobie bałwankowego zestawu.
-Czego?
-No węgielków i marchewki.
-Marchewka do misia nie pasuje.
-Więc będą same węgielki.
Wyjęłam z kieszeni garść czarnych kamyczków. Posłużyły nam one za oczy i on.
-Hmm jeszcze jeden na środek brzuszka.
-śliczny.
-Nie, śliczny to dopiero będzie.
Podeszłam do niego i zdjęłam mu szalik który następnie owinęła wokół naszego śnieżnego przyjaciela. No co? Przecież Hamao i tak nie zmarznie.
-Masz racje teraz o wiele lepiej.
-Więc teraz czas na woooojne!!
Rzuciłam mu prosto w twarz śnieżką i zaczęłam uciekać Ganialiśmy się   tak dość długo. Po wielokrotnym wytarzaniu przeciwnika w śniegu stwierdziliśmy, że czas coś zjeść.

Kelnerka przyniosłam nam posiłek. Podziobałam widelcem w blisko nie określone coś.
-Ja mam to zjeść?
-Chyba tak
-Ale to sam ohydny tłuszcz 
-U mnie też.
-Brzydzę się tego.
-Rozumiem Cię, mi się cofa na sam widok.
-W hotelu pewnie nie dostaniemy nic lepszego.
-Próbujemy?
-Dobra na trzy.
Nabraliśmy na widelce trochę "jedzenia"
-Raz....dwa...........................................blee.....trzy
Zatkaliśmy sobie nosy, zamknęliśmy oczy  i zaczęliśmy rzuć obiad krzywiąc się przy tym przeraźliwie. Nie smakowało to zbyt dobrze jednak lepiej niż wyglądało. Jakoś przemęczyliśmy się  przez połowę posiłku i wróciliśmy do hotelu.



[Saga]
Lucyfer był naprawdę wkurzony. W takim stanie jeszcze nigdy nikt go nie widział. Właśnie udało nam się ukryć w jednym z domów. To co się aktualnie działo na zewnątrz było nie do opisania. Armia Lucyfera była skłonna do wszystkiego, mieliśmy już pierwszą ofiarę, a to dopiero pierwszy dzień starć. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy jednak szans ale nikt tego głośno nie przyzna. Było już za późno. Nie mogliśmy się poddać. Podszedł do mnie Nao, mózg naszej strategii.
-Wiem, że Ci się to nie spodoba ale ktoś musi po nią iść. Słyszałeś jeśli nie ściągniemy jej tutaj piekło przestanie istnieć tak samo jak ziemia.
-Wiem. To trudne ale wiem.
-Obronimy ją zobaczysz. Jeszcze wygramy tą wojnę.
-Jak na razie przegraliśmy bitwę.
-Jedna bitwa nie decyduje o całej wojnie.
-Miv!!!!!!!!!!
-Tak?
Miyavi stał już obok mnie.
-Mogę CI zaufać prawda?
-Oczywiście.
-Przyprowadzisz tu Jasmine i Hamao.
-Ja? Myślałem, że ty...
-Muszę zostać i zminimalizować jak najbardziej zagrożenie przed jej powrotem.
-Rozumiem. Wrócę jak najszybciej to możliwe.
Zniknął. Oby tylko wszystko się udało.

[Jasmine]
Jedliśmy właśnie kolacje kiedy wpadł raptem do pokoju Miyavi z lizakiem w ustach.
-Miv co tu robisz? Gdzie Takashi? Coś mu się stało?
-Z nim wszystko w porządku. Przysłał mnie po was.
-Jak...jak....jak sytuacja?
-Zrobili tam niezłe piekło znaczy to niby było już piekło ale hmm jakby piekło w piekle. Sami się niedługo przekonacie. Zbierajcie rzeczy. Samolot już czeka.
-Nie możemy się po prostu   przenieść? Było by szybciej.
-To zbyt ryzykowne. Po za tym musimy trzymać się planu.





Dziękuję wszystkim za życzenia :* to na prawdę bardzo miłe z waszej strony, jeszcze raz dziękuje :*

3 komentarze:

  1. Jejku jak ja dawno nie lepiłam bałwana O.o
    Musiał wyglądać naprawdę fajnie z tymi uszami i łapkami :D I szaliczek <3

    Mi tez się chyba coś cofało, jak czytała o jedzeniu :P Za dużo tłuszczu..bleeeee

    Ojacie, Miyavi wbił z lizakiem xD

    PS: Nie ma za co ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To się porobiło w tym naszym piekiełku, ale mam nadzieje że wygrają wojnę. Sorry że dopiero teraz komentuje problemy z komputerem

    OdpowiedzUsuń