środa, 17 lipca 2013

22...

To dziecko mnie wykończy co noc wstaje tylko dlatego, że jestem głodna. Czemu w ciągu dnia nie mam aż takiego apetytu jak w nocy? Po cichu wstałam z łóżka tak by  nie budzić Takashiego i zeszłam do kuchni. Schodząc po schodach jedyne o czym myślałam to to na co mam ochotę. Gdy weszłam do kuchni mojej uwagi wcale nie przykuło ciasto czekoladowe na które miałam taką ochotę a niewielka kartka na blacie. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać...

Saga, proszę nie każ mi więcej czekać. Pozbądź się tej suki z domu jak najszybciej tak jak miało być. Nie mogę wiecznie się ukrywać, tak bardzo tęsknie za Tobą. Kate

Jak ona śmie być w naszym domu i jeszcze zostawiać takie rzeczy?
-Nikt Cię nie nauczył, że nie czyta się cudzej korespondencji?
Jej głos za moich pleców przestraszył mnie, w tym momencie cieszyłam się, że ustaliliśmy, że mojej ciąży nikt nie będzie widział po za tymi którym powiemy. Te małe sztuczki zaczęły mi się podobać tutaj.
-To Tobie raczej nikt nie powiedział, że nie należy wchodzić w środku nocy do cudzego domu.
-Spędziłam w nim więcej czasu niż Ty.
Wkurzała mnie jak nikt inny na tym świecie i pewnie na każdym innym też o ile takie istnieją.

[Saga]
Obudził mnie jakiś trzask.
-Co to było?
Odwróciłem się w stronę Jasmine i ku mojemu zaskoczeniu nie było jej tam. Czym prędzej zerwałem się z łóżka i zbiegłem na dół. Była w kuchni, siedziała na podłodze opierając się o szafki a nad nią stała Kate.
-Saga kochanie nareszcie przyszedłeś, już prawie skończyłam zaczekaj chwilę
-Co takiego skończyłaś?
-Stoi między nami, muszę się jej pozbyć.
-Oszalałaś! Wypierdalaj z mojego domu!
-Czemu jesteś zły?
-Czemu jestem zły? Próbujesz zabić osobę którą kocham a Ty pytasz czemu jestem zły?
-Przecież to mnie kochasz. Ona Cię tylko omotała.
-Wynoś się w tyj chwili i więcej tu nie wracaj.
Z podkulonym ogonem wyszła ale wiem, że na tym nie zakończy.
-Nic wam nie jest?
-Wszystko w porządku.
Pomogłem jej wstać i usiąść na kanapie. Między czasie wezwałem chłopaków by ustalić co robimy.

Jako ostatni zjawił się Shou wmawiając wszystkim, że spał i dlatego to tyle trwało.
-Koniec zbednej gadki lepiej powiedź co się dzieje.
Nao jak zawsze od razu przeszedł do konkretów.
-Była tu Kate i chce zabić Jasmine
-Nie możesz jakoś zabezpieczyć domu?
-Zrobiłem to ale obeszła wszystko.
-Więc jest tylko jedno rozwiązanie.
Wszyscy spojrzeli na Nao
-Ukryj ją na Ziemi, każde wyjście stąd jest odnotowywane więc będziemy wiedzieli gdzie jest Kate po za tym możemy jej uniemożliwić przejście. 
-Ale może kogoś wysłać.
-Ziemia jest duża i jest na niej wiele osób zanim ją znajdzie coś wymyślimy.
-Ale ja nie chce się ukrywać!
-Do narodzin dziecka nie masz wyboru.
-Tylko gdzie?
-Hiszpania jest zbyt oczywista będzie się domyślała, że wyślemy ją do rodzinnego państwa. Japonia też jest łatwa do domyślenia się ale tam najwięcej osób może nam pomóc no i jest dużo mieszkańców więc trudno będzie ją znaleźć.
-Może być Tokio?
Spojrzałem w jej przerażone oczy.
-Będę przy Tobie tak często jak będzie to możliwe i nigdy nie zostawię Cię samej, zawsze ktoś z Tobą będzie. 
-Niech będzie Tokio.
-W takim razie rano idziemy.



Bo prawie rocznej przerwie i dość króciutkie ale miałam odpuścić sobie już zupełnie tego bloga jednak jak widzę, że nowe osoby go czytają to nie mogę tego zrobić :)

poniedziałek, 24 września 2012

21...

Chyba spała, nie wiem była tyłem najwyraźniej nie chciała mnie widzieć. Wiem, że odebrałem jej wszystko ale jakbym tego nie zrobił to zrobił by to ktoś inny. Jest najpotężniejszą bronią jaka istnieje w naszym świecie więc czego się ona spodziewa. Przecież ja na prawdę ją kocham. Ja, istota bez duszy i serca byłem w stanie zmienić się tak bardzo dla drugiej osoby. Odwróciła się do mnie. Czułem, że nadal jest zła. Pewnie na jej miejscu też bym był.
-Czemu mi nie powiedziałeś?
-Czego?
-że spotkałeś się z tą suką. Czemu mi nie powiedziałeś, że ona nadal żyje?
-Z Kate? Przecież nic mnie z nią nie łączy. Chciała się spotkać to poszedłem.
-Nic was nie łączy? Ciekawe.....to czemu ją pieprzyłeś na każdym kroku? Czemu ona tylko jak nadarzy się okazja to się do Ciebie dobiera?
-To było zanim Ty się pojawiłaś. Teraz to jest jedno stronę więc możesz być spokojna.
-Sam mówiłeś, że ona dąży do celu po trupach więc jak mam być spokojna? Zwłaszcza, że Ty potrafisz być zazdrosny a jakiegoś Anioła.
-Nie byłem zazdrosny.
-Jak uważasz.
Rozpłakała się i wybiegła z pokoju. Co się z nią ostatnio dzieje? Od kiedy ona taka nerwowa i płaczliwa? Pobiegłem za nią. Była przed domem, chyba znów chciała stąd uciec. aż tak mnie teraz nienawidzi? Objąłem ją od tyłu.. Wciąż płakała. Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi!
-Czemu to wszystko się teraz dzieje?
-Ale co takiego?
-Czemu się od siebie oddalamy w takim momencie?
-Kocham tylko Ciebie i to się nie zmieni. Nie pozwolę Ci odejść.
-Więc czemu nic nie rozumiesz?
-Wytłumacz mi wszystko.
-To dziecko o którym mówił Gabriel. To nasze dziecko.
-Przecież to jest niemożliwe.
-Jesteś pewien? Jestem inna niż reszta, sama nie wiem czym jestem. Ty już też nie jesteś tym kim byłeś zmieniasz się, to ja Cię zmieniam chociaż nie wiem jak.
-Czyli będę ojcem?
-Tak
Byłem w szoku ale tak bardzo się cieszyłem. Nigdy nie sądziłem, że taka wiadomość wywołuje takie uczucia. Więc o to chodzi tym wszystkim ludziom.
-Będę was chronił, zabije wszystkich którzy będą chcieli zrobić wam krzywdę. A teraz wejdźmy do domu.

[Jasmine]
Weszliśmy do środka. Ulżyło mi, cieszył się a tak się bałam.
-Usiądź na kanapie, zaraz przyniosę Ci śniadanie.
-Poradzę sobie sama.
-Nie, od dziś nie wchodzisz do kuchni, nie sprzątasz tu w ogóle nie wykonujesz żadnych prac. Masz odpoczywać.
-Nie przesadzasz trochę?
-Nie chce by coś wam się stało. Zostaw wszystko mi. Niedługo wezwę Nao albo najlepiej wszystkich by zastanowić się co teraz.
Był taki szczęśliwy ale widziałam też jak bardzo jest przepełniony obawami. Bał się tak samo jak ja. Ale teraz wiedziałam, że nie jestem z tym sama.

wtorek, 24 lipca 2012

20...

Pukałam do drzwi już z 15 minut, Damona najwyraźniej nie było. Ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę to wrócić do domu. Co możesz zrobić? Gdzie pójść? Myśl! Wiem, Hamao! Ruszyłam w stronę jego domu. Ciche pukanie do i już po chwili drzwi były otwarte.
-Co ty tu robisz?
-też miło Cię widzieć.
-To nie jest odpowiedź.
-Mały konflikt?
-A gdzie te kochające się papużki nierozłączki?
-Jedna zamieniła się w zazdrosnego osła.
-Powiedział Ci?
-Ale co?
-A nie ważne, nic takiego. Więc to on jest zazdrosny a nie ty.
-Co miał mi powiedzieć?
-Nic takiego
-HAMAO!!!!
-Ostatnio spotkał się z Kate...
-że co? to ona żyje?
-żyje i ma się dobrze.
-Idziemy
-Gdzie?
-Na ziemie
-Niby jak?
-chyba zapominasz kto tu ma władze.
Już po chwili byliśmy na jakiejś ulicy. Nie wiem jakie to było miasto ale czy to ważne?
-Gdzie jesteśmy?
-Nie wiem
-Więc gdzie idziemy?
-Tam
wskazałam na jakiś bar po przeciwnej ulicy. W środku było dość tłoczno jednak nikomu to nie przeszkadzało. Głośna muzyka i półmrok nadawały jedynie odpowiedniego klimatu. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy jakiś alkohol.
-Hamo
-Tak?
-Czemu Ci faceci się na mnie gapią? Zawsze raczej mnie nie zauważali.
-Bo zawsze Saga był w okolicy i nieco inaczej Cię postrzegali.
-debil
Dopiłam do końca czwartego drinka i wstałam
-Gdzie idziesz?
-Tańczyć

[Saga]
Byłem zdenerwowany po wizycie tego całego Gabriela ale teraz to byłem już maksymalnie wkurwiony. Jakiś czas temu Hamao się ze mną skontaktował  i teraz wchodzę już sam nie wiem do którego z kolei baru. Opis okolicy się zgadza więc wchodzę. Chwile temu byłem wkurzony? Nie to było nic w porównaniu z tym co jest teraz. Jakiś napalony koleś jakby nigdy nic tańczy sobie z Jasmine. Podeszłem do nich i pociągnołem ją za rękę w stronę wyjścia.
-jesteś pijana
-Co ty tu robisz? śledzisz mnie?
-Hamao zadzwonił po mnie. Czemu doprowadziłaś się do takiego stanu?
-A ty czemu mnie zabiłeś?
-Nie odpowiada CI twoje obecne życie?
-NIE! Chciałam kiedyś założyć rodzinę, mieć dzieci, wziąć ślub. A Ty mi to wszystko zabrałeś dla własnego kaprysu.
Zawsze życie ludzkie wydawało mi się głupie. W końcu ludzie popełniają błędy, zamartwiają się wszystkim a na samym końcu i tak lądują u nas. Więc czemu tak bardzo chcą tego całego gówna tutaj?
-Nie rozumiesz prawda? Przecież jak może zrozumieć to ktoś kto nigdy nie miał uczuć ktoś kto jest bezduszny.
Stałem nie mogąc nic powiedzieć Patrzyłem jedynie na jej zaszkole oczy. Może ma racje? Nie wiem co to prawdziwe życie, a będąc diabłem mogę wiedzieć co to miłość? Objąłem ją, zaczęła płakać jednak się nie wyrywała.
-Wracajmy do domu
Pokiwała jedynie głową

czwartek, 28 czerwca 2012

19...

[Jasmine]
Razem z Sagą siedziałam w salonie żądne z nas się nie odzywało. Przez nasze zdenerwowanie aż gęstniało powietrze w pokoju. Lada moment miał się pojawić ktoś z Nieba i nie mieliśmy pojęcia do czego doszli tam na górze. Z pozbycia się Lucyfera wydawali się być zadowoleni ale czy na pewno?  Momentalnie zrobiło się jaśnie.
-Cholera chyba nigdy się nie przyzwyczaję, że u was lądowanie są twardsze.
Na środku pomieszczenia pojawił się wysoki, wysportowany mężczyzna o blond kręconych włosach i błękitnych oczach. Białe skrzydła i ubranie wyjątkowo mu pasowało. Mimo, że miał dużo delikatniejszą urodę od wszystkich diabłów jakie znam to miał w sobie coś bardzo pociągającego. Takashi patrzył na niego z lekkim zdziwieniem, za to ja z lekkim zainteresowaniem. Gość popatrzył na nas pytająco.
-A tak zapomniałem się przedstawić Nazywam się Gabriel i jestem tu by reprezentować władze najwyższą.
Zaprezentował wszystkie swe zęby w najwspanialszym uśmiechu jaki kiedykolwiek widziałam.
-Ten Gabriel?
Z wyczuwalną złością zapytał basista. Najwyraźniej dobrze wiedział o czym teraz myślę.
-Nie, nie ten o którym myślicie. Jestem nowy.
-Dali nam nowicjusza? 
-Spokojnie jestem najlepiej poinformowany tam na górze.
Rozmowa ich nie doprowadziła by do niczego dobrego a konflikt teraz są nam zbędne.
-Jakie są ustalenia?
-Nasze władze długo myślały nad tym. Pierwszym pomysłem było by połączyć niebo z piekłem jednak były głosy sprzeciwu i słusznie. Chcemy zaproponować Ci  władzę nad podziemiami.
-Mi? Czy dam rade?
-Uważamy, że jesteś do tego stworzona jednak będziesz podlegała pod okres próbny
-To znaczy?
-Przez pewien okres czasu regularnie będzie się tu zjawiał nasz reprezentant sprawdzić jak się sprawy mają i czy w czymś nie pomóc albo czegoś nie wyjaśnić.
-Kto nim będzie?
-To ja zostałem do tego przydzielony.
-Czy możemy wystąpić o zmianę? 
-Panie Sakamoto obawiam się, że jest to nie możliwe bez odpowiednich argumentów, a jak oboje wiemy nie ma Pan nic na mnie.
Irytacja Takashiego i zadowolenie Gabriela było na prawdę zabawnym widokiem.
-W takim razie czy Panienka Jasmine zgadza się na takie warunki?
Panienka? Skąd on się urwał? A no racja spadł z chmurki.
-Tak
-Liczymy na owocną współpracę.  A teraz proszę mi wybaczyć ale muszę już wracać, w najbliższym czasie skontaktuję się z Tobą. A co do Pana Panie Sakamoto po dokładniej analizie doszliśmy do wniosku, że pod wpływem Pana współlokatorki przestał być Pan diabłem. Jednak zwykłym obywatelem też się Pan nie stał, jak na razie trudno nam powiedzieć czym Pan jest. Proszę należycie wychować dziecko. Do zobaczenia.
Przez chwilę zrobiło się znowu jaśniej po czym zniknął.
-Co za bezużyteczny pajac. Ten jego irytujący uśmieszek.
-I kto to mówi? Nie mogłeś być milszy? Chciał pomóc.
-Po co miałem być milszy? Nadrabiałeś za mnie. Aż dziwne, że nie poprosiłaś by na kolacje został.
-Zamknij się! I pomyśl chwilę!
-O czym? O jego "zniewalającym" uśmiechu? Czy może idealnej budowie ciała? A może mam pomyśleć czy dobrze całuje?
Mówiąc to próbował naśladować damski głos
-O co Ci do cholery chodzi?
-o co mi chodzi? Może o Twoje maślane oczka i prawie slinotok na jego widok.
-Czyżby ktoś tu był zazdrosny?
-Pff nie żartuj sobie nawet.
Mógłby się chociaż przyznać, że jest zazdrosny. Sam tego chciał! Wstałam i ruszyłam w stronę swojego pokoju.
-Jak Ci przejdzie to się odezwij, a przez ten czas zastanów się o jakim dziecku mówił.
-Jedno jest pewne nie naszym więc nie ma się czym przejmować.
Co za bezduszny egoista. Postanowiłam zmienić swój kierunek i wyjść z domu. Przecież zawsze mogłam iść do Damona.
-Gdzie idziesz?
Nawet nie chciało mi się na to odpowiadać. Zamknęłam tylko drzwi zostawiając go by mógł się zastanowić i przyznać przed samym sobą

Wiem, że krótkie i po dość długim czasie ale jakoś tak mnie właśnie naszło i w ciągu chwili powstało :)

poniedziałek, 26 marca 2012

18..

[Jasmine]

Miyavi zaprowadził nas do który z wyglądu pasował mi na dom Nao, czyli po przekroczeniu drzwi przypominał bibliotekę. Szliśmy ciemnym, długim korytarzem, na końcu znajdowały się wysokie drzwi, a za nimi tona różnej broni oraz zmęczeni mieszkańcy piekła. Przy zasłoniętym oknie siedział Takashi, niewiele myśląc podbiegłam do niego. Na mój widok wstał. Tak jak niemal każdy miał liczne zadrapania i stłuczenia.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem, że mogą Cie znaleźć.
Ukrył twarz w moich włosach.
-Już jestem tutaj i więcej nie dam nas rozdzielić.
Saga złączył nasze wargi, w jego pocałunku było czuć tęsknotę.  Dopiero on przypomniał mi, że dla mnie to był jeden dzień ale dla niego nieco więcej.
-Wiem, że martwiliście się o siebie ale to nie czas na czułości.
Tą krótką chwilę zapomnienia przerwał nam Nao.
-Musimy już iść
-Jasmine posłuchaj. Cały czas masz się trzymać za mną chyba, że będę kazał Ci uciekać. Nawet nie próbuj udowadniać, że jesteś silna, poświęcać życia lub oddać się mu w ręce. Samą swoją obecnością ratujesz nasze istnienie chociaż i tak wątpimy by Lucyfer grał czysto.
-Tym razem będę posłuszna.
-Dobrze więc chodźmy.
Szliśmy mniej więcej w  połowie naszej pseudo formacji. Dookoła panował mrok,a  wszystkie budynki zostały zniszczone. Widok był straszny. Zacisnęłam mocniej dłoń basisty. Przed nami pojawił się Lucyfer otoczony swoją armią. Było ich więcej i już na pierwszy rzut oka było widać, że są lepiej uzbrojeni. Po plecach przeszły mnie ciarki.
-Gdzie jest dziecko piekła i nieba?
Potężny i pusty głos rozbrzmiał po całej okolicy.
-Tu jestem.
Nie spodziewałam się nawet, że mój głos może być tak cichy i niepewny.
-Postanowiłaś zostać moją prawą ręką?
-Nie oddamy jej.
Tym razem odpowiedział mu Takashi.
-Sami tego chcieliście. Do ataku! Unicestwić wszystkich, a ją przyprowadzić mi żywą.
Takashi stanął tak, że nie widziała nic po za jego plecami jednak odgłosy jakie dochodziły przyprawiały gęsią skórkę. Musiałam coś zrobić. Nie mogę pozwolić by wszyscy ucierpieli z mojego powodu. Tylko co? Co ja mogę? Niespodziewanie Saga krzyknął z bólu po czym upadł na ziemie. Chwilę później obok niego runął sprawca. Dookoła nas utworzyło się koło składające się z naszych. Stali do nas plecami w pozycji obronnej. Padłam na kolana obok ciała basisty.
-Takashi otwórz oczy! Słyszysz?
Nie było żadnej reakcji. Odszedł? Odszedł beze mnie? Po policzkach spływały mi łzy. Momentalnie złość we mnie narastała, czułam jak pali mnie od środka. Następnie przeraźliwy ból łopatek i pojawiły się moje czarne skrzydła.  Uniosłam się około 3 metrów nad ziemie.Musiała  minąć chwila zanim obraz stał się wyraźny. Teraz wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu tego co zrobię. Tyle, że ja sama nie wiedziałam co zrobię. To nie umysł kierował moje ciało, a ciało kierowało umysł. W jednym momencie coś na kształt ognistych kuli trafiło w "tych złych" z wyjątkiem Lucyfera. Po kilku sekundach zamienili się w popiół.
-No proszę w niecałą minute wybiłaś moje całe wojsko.
-Zamknij się albo będziesz kolejny.
-Jesteś przekonana, że dasz radę pokonać kogoś takiego jak ja?
-Nigdy nie byłam czegoś tak pewna jak tego, że jestem w stanie Cię pokonać.
W ręku pojawiła mi się błyskawica. Schodząc coraz niżej zbliżałam się do tego śmiecia by na koniec przebić  go.
-Nikt nie ma prawa ranić osób mi bliskich!
-Wy..wy...wygrałaś
Ledwo wyszeptał i odszedł. Mrok zastąpiła jasność.


[Damon]

Znów nastała jasność. Dziś ponieśliśmy więcej ofiar w tym Sage. To co się przed chwilą działo jest nie do opisania. Każdy jeszcze jest w szoku. Jasmine podbiegła do ciała ukochanego i zasłoniła je swoimi skrzydłami. Była w rozpaczy. Trzęsącą ręką zamknęła mu oczy. Chciałem ją pocieszyć tylko jak? Każde słowa w takiej sytuacji są nie na miejscu. Na ziemi mógłbym powiedzieć, że teraz jest mu lepiej ale tu? Odchodzisz stąd równe jest przestaniu w ogóle istnieć.
-Taki cios nie powinien go uśmiercić. Nie diabła.
Nao najwyraźniej nie mógł uwierzyć w utratę przyjaciela.
-Nie powiedział wam? Ten idiota nic nie powiedział?
Jasmine krzyczała przez łzy.
-Czego nie powiedział?
Tora tym pytaniem zaczął uspokajać wszystkich. Mimo, że sam był na skraju wytrzymałości próbował zminimalizować rozsypkę.
-Nie jest już taki jak wy. Jego płomień zaczął wygasać, a w jego miejscu zaczynało bić serce.
Nikt nie miał odwagi się odezwać.  I wtedy stało się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Jasmine położyła dłonie w miejscu gdzie Saga powinien mieć serce, a spod nich wydobyło się niebieskie światło. Gdy światło zaczęło przygasać Jasmine osunęła się na ziemie, a jej skrzydła schowały się. Saga otworzył oczy, a kiedy zobaczył leżącą na ziemi dziewczynę która ledwo co oddycha zerwał się na kolana i wziął ją w ramiona.
-Nie mogłam pozwolić Ci odejść. Lepiej zginąć niż spędzić wieczność bez Ciebie.
Zamknęła oczy a jej głowa opadła.
-Jasmine! Ocknij się. Proszę! Nie możesz teraz mi tego zrobić.
Nao szybko ją obejrzał po czym poklepał basistę po ramieniu.
-Saga spokojnie. Nic jej nie będzie. Jest tylko przemęczona, musi odpocząć.
Saga chciał ją wziąć na rance i zanieść do domu jednak sam ledwo się trzymał na nogach.
Podniosłem ją.
-Ja ją wezmę, ty ledwo stoisz.
W milczeniu wracaliśmy. Nie musieliśmy nic mówić. Położyłem ją na łóżku i zostawiłem ich samych.






[Saga]





Od tygodnia panował już spokój. Piekło zostało już prawie całkowicie odbudowane. Nie wiedzieliśmy co dalej, nie było władcy podziemi. Niebo zapowiedziało swoją wizytę dokładnie tydzień po tym jak Jasmine się obudzi. Chcieli by przejęła władzę. Jednak mieli w planach bardziej pokojową współpracę niż była do tej pory. Codziennie mam nadzieję, że otworzy oczy. Łudzę się tym siedząc obok łóżka.

Poczułem jak coś zaciska mi się na dłoni. Otworzyłem oczy. To Jasmine odzyskała przytomność.
-Czy już wszystko w porządku?
Jej głos był jeszcze słaby.
-Teraz już tak.
Uśmiechnęła się radośnie.
-Udało się nam.
-To Tobie się udało. Ale nie rób tego więcej. Nie strasz mnie tak więcej.
-Jeśli Ty obiecasz, że już więcej nie spróbujesz mnie zostawić samej.
-Obiecuje. Już zawsze będę przy Tobie.




Na tym miało się to opowiadanie zakończyć, przynajmniej tak planowałam od samego początku. Jednak czuje pewien niedosyt więc jak wymyślę co ma  wydarzyć się dalej to od razu zacznę pisać tu znowu. Niestety jeszcze nie wiem jak mają się potoczyć dalej losy bohaterów.

poniedziałek, 5 marca 2012

17..

Ubrani jak na miejsce wiecznego śniegu przystało wyszliśmy z hotelu.
-W tym się nie da chodzić!
-Hamao nie przesadzaj, nie jest tak źle.
Patrzenie się do tyłu w stronę chłopaka nie było dobrym pomysłem ponieważ potknęłam się i upadłam na centralnie na twarz. Muszę wspominać, że potknęłam się o śnieg który jest tu w każdym możliwym miejscu? Hamao nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem .
-To nie jest śmieszne!
-Owszem jest i to bardzo
-Nie śmiej się tylko pomóż mi wstać.
-A co nie jesteś w stanie sama w tych ciuszkach?
-Dobra masz racje w tym nie da się normalnie funkcjonować, a teraz pomóż mi! Ten śnieg jest CHOLERNIE ZIMNY!!
-Już, już
Pomógł mi się podnieść mimo, że to nie było takie łatwe w tych wszystkich zaspach do pasa.
-Koniec tego nabijania się ze mnie idziemy lepić bałwanka.
Szliśmy jeszcze kawałek przed siebie w dość wolnym tempie ale po prostu nie dało się szybciej.
-Daleko jeszcze będziemy iść.
-Nie narzekaj! Musi być odpowiednia sceneria na pierwszego w życiu bałwana.
-Ale ona się nie zmienia. Wszędzie jest tak samo biało.
-Ehhh faceci...tu będzie idealnie.
Ulepiliśmy trzy duże kule które znalazły się na sobie. Cała nasza konstrukcja była prawie mojego wzrostu.
-Ulepmy mu biust
Zmierzyłam go odpowiednio wzrokiem
-Chciałeś bałwana a nie jakąś bałwanice więc biustu nie będzie.
-A uszy?
-Uszy możesz spokojnie lepić.
-Ręce?
-Oczywiście
Z nimi był mały problem, a mianowicie nie do końca się trzymały więc zostały zrobione na wzór łapek a uszy przerobione na takie jak u misia. W taki oto sposób mieliśmy misia-bałwana. Szybko dokleiliśmy mu pseudo nóżki, żeby nie było, że jakiś wybrakowany.
-Czegoś mu brakuje. Te na filmach wyglądają hmm tak mniej biało.
-No jasne, że brakuje. Nie ma jeszcze na sobie bałwankowego zestawu.
-Czego?
-No węgielków i marchewki.
-Marchewka do misia nie pasuje.
-Więc będą same węgielki.
Wyjęłam z kieszeni garść czarnych kamyczków. Posłużyły nam one za oczy i on.
-Hmm jeszcze jeden na środek brzuszka.
-śliczny.
-Nie, śliczny to dopiero będzie.
Podeszłam do niego i zdjęłam mu szalik który następnie owinęła wokół naszego śnieżnego przyjaciela. No co? Przecież Hamao i tak nie zmarznie.
-Masz racje teraz o wiele lepiej.
-Więc teraz czas na woooojne!!
Rzuciłam mu prosto w twarz śnieżką i zaczęłam uciekać Ganialiśmy się   tak dość długo. Po wielokrotnym wytarzaniu przeciwnika w śniegu stwierdziliśmy, że czas coś zjeść.

Kelnerka przyniosłam nam posiłek. Podziobałam widelcem w blisko nie określone coś.
-Ja mam to zjeść?
-Chyba tak
-Ale to sam ohydny tłuszcz 
-U mnie też.
-Brzydzę się tego.
-Rozumiem Cię, mi się cofa na sam widok.
-W hotelu pewnie nie dostaniemy nic lepszego.
-Próbujemy?
-Dobra na trzy.
Nabraliśmy na widelce trochę "jedzenia"
-Raz....dwa...........................................blee.....trzy
Zatkaliśmy sobie nosy, zamknęliśmy oczy  i zaczęliśmy rzuć obiad krzywiąc się przy tym przeraźliwie. Nie smakowało to zbyt dobrze jednak lepiej niż wyglądało. Jakoś przemęczyliśmy się  przez połowę posiłku i wróciliśmy do hotelu.



[Saga]
Lucyfer był naprawdę wkurzony. W takim stanie jeszcze nigdy nikt go nie widział. Właśnie udało nam się ukryć w jednym z domów. To co się aktualnie działo na zewnątrz było nie do opisania. Armia Lucyfera była skłonna do wszystkiego, mieliśmy już pierwszą ofiarę, a to dopiero pierwszy dzień starć. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy jednak szans ale nikt tego głośno nie przyzna. Było już za późno. Nie mogliśmy się poddać. Podszedł do mnie Nao, mózg naszej strategii.
-Wiem, że Ci się to nie spodoba ale ktoś musi po nią iść. Słyszałeś jeśli nie ściągniemy jej tutaj piekło przestanie istnieć tak samo jak ziemia.
-Wiem. To trudne ale wiem.
-Obronimy ją zobaczysz. Jeszcze wygramy tą wojnę.
-Jak na razie przegraliśmy bitwę.
-Jedna bitwa nie decyduje o całej wojnie.
-Miv!!!!!!!!!!
-Tak?
Miyavi stał już obok mnie.
-Mogę CI zaufać prawda?
-Oczywiście.
-Przyprowadzisz tu Jasmine i Hamao.
-Ja? Myślałem, że ty...
-Muszę zostać i zminimalizować jak najbardziej zagrożenie przed jej powrotem.
-Rozumiem. Wrócę jak najszybciej to możliwe.
Zniknął. Oby tylko wszystko się udało.

[Jasmine]
Jedliśmy właśnie kolacje kiedy wpadł raptem do pokoju Miyavi z lizakiem w ustach.
-Miv co tu robisz? Gdzie Takashi? Coś mu się stało?
-Z nim wszystko w porządku. Przysłał mnie po was.
-Jak...jak....jak sytuacja?
-Zrobili tam niezłe piekło znaczy to niby było już piekło ale hmm jakby piekło w piekle. Sami się niedługo przekonacie. Zbierajcie rzeczy. Samolot już czeka.
-Nie możemy się po prostu   przenieść? Było by szybciej.
-To zbyt ryzykowne. Po za tym musimy trzymać się planu.





Dziękuję wszystkim za życzenia :* to na prawdę bardzo miłe z waszej strony, jeszcze raz dziękuje :*

piątek, 2 marca 2012

Zapraszam

Tak jak mówiłam 2 marca miał być gotowy już mój nowy blog z okazji tego, że ten już powoli dobiega końca. W takim razie, żeby nie zwlekać dłużej zapraszam xD