poniedziałek, 26 marca 2012

18..

[Jasmine]

Miyavi zaprowadził nas do który z wyglądu pasował mi na dom Nao, czyli po przekroczeniu drzwi przypominał bibliotekę. Szliśmy ciemnym, długim korytarzem, na końcu znajdowały się wysokie drzwi, a za nimi tona różnej broni oraz zmęczeni mieszkańcy piekła. Przy zasłoniętym oknie siedział Takashi, niewiele myśląc podbiegłam do niego. Na mój widok wstał. Tak jak niemal każdy miał liczne zadrapania i stłuczenia.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem, że mogą Cie znaleźć.
Ukrył twarz w moich włosach.
-Już jestem tutaj i więcej nie dam nas rozdzielić.
Saga złączył nasze wargi, w jego pocałunku było czuć tęsknotę.  Dopiero on przypomniał mi, że dla mnie to był jeden dzień ale dla niego nieco więcej.
-Wiem, że martwiliście się o siebie ale to nie czas na czułości.
Tą krótką chwilę zapomnienia przerwał nam Nao.
-Musimy już iść
-Jasmine posłuchaj. Cały czas masz się trzymać za mną chyba, że będę kazał Ci uciekać. Nawet nie próbuj udowadniać, że jesteś silna, poświęcać życia lub oddać się mu w ręce. Samą swoją obecnością ratujesz nasze istnienie chociaż i tak wątpimy by Lucyfer grał czysto.
-Tym razem będę posłuszna.
-Dobrze więc chodźmy.
Szliśmy mniej więcej w  połowie naszej pseudo formacji. Dookoła panował mrok,a  wszystkie budynki zostały zniszczone. Widok był straszny. Zacisnęłam mocniej dłoń basisty. Przed nami pojawił się Lucyfer otoczony swoją armią. Było ich więcej i już na pierwszy rzut oka było widać, że są lepiej uzbrojeni. Po plecach przeszły mnie ciarki.
-Gdzie jest dziecko piekła i nieba?
Potężny i pusty głos rozbrzmiał po całej okolicy.
-Tu jestem.
Nie spodziewałam się nawet, że mój głos może być tak cichy i niepewny.
-Postanowiłaś zostać moją prawą ręką?
-Nie oddamy jej.
Tym razem odpowiedział mu Takashi.
-Sami tego chcieliście. Do ataku! Unicestwić wszystkich, a ją przyprowadzić mi żywą.
Takashi stanął tak, że nie widziała nic po za jego plecami jednak odgłosy jakie dochodziły przyprawiały gęsią skórkę. Musiałam coś zrobić. Nie mogę pozwolić by wszyscy ucierpieli z mojego powodu. Tylko co? Co ja mogę? Niespodziewanie Saga krzyknął z bólu po czym upadł na ziemie. Chwilę później obok niego runął sprawca. Dookoła nas utworzyło się koło składające się z naszych. Stali do nas plecami w pozycji obronnej. Padłam na kolana obok ciała basisty.
-Takashi otwórz oczy! Słyszysz?
Nie było żadnej reakcji. Odszedł? Odszedł beze mnie? Po policzkach spływały mi łzy. Momentalnie złość we mnie narastała, czułam jak pali mnie od środka. Następnie przeraźliwy ból łopatek i pojawiły się moje czarne skrzydła.  Uniosłam się około 3 metrów nad ziemie.Musiała  minąć chwila zanim obraz stał się wyraźny. Teraz wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu tego co zrobię. Tyle, że ja sama nie wiedziałam co zrobię. To nie umysł kierował moje ciało, a ciało kierowało umysł. W jednym momencie coś na kształt ognistych kuli trafiło w "tych złych" z wyjątkiem Lucyfera. Po kilku sekundach zamienili się w popiół.
-No proszę w niecałą minute wybiłaś moje całe wojsko.
-Zamknij się albo będziesz kolejny.
-Jesteś przekonana, że dasz radę pokonać kogoś takiego jak ja?
-Nigdy nie byłam czegoś tak pewna jak tego, że jestem w stanie Cię pokonać.
W ręku pojawiła mi się błyskawica. Schodząc coraz niżej zbliżałam się do tego śmiecia by na koniec przebić  go.
-Nikt nie ma prawa ranić osób mi bliskich!
-Wy..wy...wygrałaś
Ledwo wyszeptał i odszedł. Mrok zastąpiła jasność.


[Damon]

Znów nastała jasność. Dziś ponieśliśmy więcej ofiar w tym Sage. To co się przed chwilą działo jest nie do opisania. Każdy jeszcze jest w szoku. Jasmine podbiegła do ciała ukochanego i zasłoniła je swoimi skrzydłami. Była w rozpaczy. Trzęsącą ręką zamknęła mu oczy. Chciałem ją pocieszyć tylko jak? Każde słowa w takiej sytuacji są nie na miejscu. Na ziemi mógłbym powiedzieć, że teraz jest mu lepiej ale tu? Odchodzisz stąd równe jest przestaniu w ogóle istnieć.
-Taki cios nie powinien go uśmiercić. Nie diabła.
Nao najwyraźniej nie mógł uwierzyć w utratę przyjaciela.
-Nie powiedział wam? Ten idiota nic nie powiedział?
Jasmine krzyczała przez łzy.
-Czego nie powiedział?
Tora tym pytaniem zaczął uspokajać wszystkich. Mimo, że sam był na skraju wytrzymałości próbował zminimalizować rozsypkę.
-Nie jest już taki jak wy. Jego płomień zaczął wygasać, a w jego miejscu zaczynało bić serce.
Nikt nie miał odwagi się odezwać.  I wtedy stało się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Jasmine położyła dłonie w miejscu gdzie Saga powinien mieć serce, a spod nich wydobyło się niebieskie światło. Gdy światło zaczęło przygasać Jasmine osunęła się na ziemie, a jej skrzydła schowały się. Saga otworzył oczy, a kiedy zobaczył leżącą na ziemi dziewczynę która ledwo co oddycha zerwał się na kolana i wziął ją w ramiona.
-Nie mogłam pozwolić Ci odejść. Lepiej zginąć niż spędzić wieczność bez Ciebie.
Zamknęła oczy a jej głowa opadła.
-Jasmine! Ocknij się. Proszę! Nie możesz teraz mi tego zrobić.
Nao szybko ją obejrzał po czym poklepał basistę po ramieniu.
-Saga spokojnie. Nic jej nie będzie. Jest tylko przemęczona, musi odpocząć.
Saga chciał ją wziąć na rance i zanieść do domu jednak sam ledwo się trzymał na nogach.
Podniosłem ją.
-Ja ją wezmę, ty ledwo stoisz.
W milczeniu wracaliśmy. Nie musieliśmy nic mówić. Położyłem ją na łóżku i zostawiłem ich samych.






[Saga]





Od tygodnia panował już spokój. Piekło zostało już prawie całkowicie odbudowane. Nie wiedzieliśmy co dalej, nie było władcy podziemi. Niebo zapowiedziało swoją wizytę dokładnie tydzień po tym jak Jasmine się obudzi. Chcieli by przejęła władzę. Jednak mieli w planach bardziej pokojową współpracę niż była do tej pory. Codziennie mam nadzieję, że otworzy oczy. Łudzę się tym siedząc obok łóżka.

Poczułem jak coś zaciska mi się na dłoni. Otworzyłem oczy. To Jasmine odzyskała przytomność.
-Czy już wszystko w porządku?
Jej głos był jeszcze słaby.
-Teraz już tak.
Uśmiechnęła się radośnie.
-Udało się nam.
-To Tobie się udało. Ale nie rób tego więcej. Nie strasz mnie tak więcej.
-Jeśli Ty obiecasz, że już więcej nie spróbujesz mnie zostawić samej.
-Obiecuje. Już zawsze będę przy Tobie.




Na tym miało się to opowiadanie zakończyć, przynajmniej tak planowałam od samego początku. Jednak czuje pewien niedosyt więc jak wymyślę co ma  wydarzyć się dalej to od razu zacznę pisać tu znowu. Niestety jeszcze nie wiem jak mają się potoczyć dalej losy bohaterów.

poniedziałek, 5 marca 2012

17..

Ubrani jak na miejsce wiecznego śniegu przystało wyszliśmy z hotelu.
-W tym się nie da chodzić!
-Hamao nie przesadzaj, nie jest tak źle.
Patrzenie się do tyłu w stronę chłopaka nie było dobrym pomysłem ponieważ potknęłam się i upadłam na centralnie na twarz. Muszę wspominać, że potknęłam się o śnieg który jest tu w każdym możliwym miejscu? Hamao nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem .
-To nie jest śmieszne!
-Owszem jest i to bardzo
-Nie śmiej się tylko pomóż mi wstać.
-A co nie jesteś w stanie sama w tych ciuszkach?
-Dobra masz racje w tym nie da się normalnie funkcjonować, a teraz pomóż mi! Ten śnieg jest CHOLERNIE ZIMNY!!
-Już, już
Pomógł mi się podnieść mimo, że to nie było takie łatwe w tych wszystkich zaspach do pasa.
-Koniec tego nabijania się ze mnie idziemy lepić bałwanka.
Szliśmy jeszcze kawałek przed siebie w dość wolnym tempie ale po prostu nie dało się szybciej.
-Daleko jeszcze będziemy iść.
-Nie narzekaj! Musi być odpowiednia sceneria na pierwszego w życiu bałwana.
-Ale ona się nie zmienia. Wszędzie jest tak samo biało.
-Ehhh faceci...tu będzie idealnie.
Ulepiliśmy trzy duże kule które znalazły się na sobie. Cała nasza konstrukcja była prawie mojego wzrostu.
-Ulepmy mu biust
Zmierzyłam go odpowiednio wzrokiem
-Chciałeś bałwana a nie jakąś bałwanice więc biustu nie będzie.
-A uszy?
-Uszy możesz spokojnie lepić.
-Ręce?
-Oczywiście
Z nimi był mały problem, a mianowicie nie do końca się trzymały więc zostały zrobione na wzór łapek a uszy przerobione na takie jak u misia. W taki oto sposób mieliśmy misia-bałwana. Szybko dokleiliśmy mu pseudo nóżki, żeby nie było, że jakiś wybrakowany.
-Czegoś mu brakuje. Te na filmach wyglądają hmm tak mniej biało.
-No jasne, że brakuje. Nie ma jeszcze na sobie bałwankowego zestawu.
-Czego?
-No węgielków i marchewki.
-Marchewka do misia nie pasuje.
-Więc będą same węgielki.
Wyjęłam z kieszeni garść czarnych kamyczków. Posłużyły nam one za oczy i on.
-Hmm jeszcze jeden na środek brzuszka.
-śliczny.
-Nie, śliczny to dopiero będzie.
Podeszłam do niego i zdjęłam mu szalik który następnie owinęła wokół naszego śnieżnego przyjaciela. No co? Przecież Hamao i tak nie zmarznie.
-Masz racje teraz o wiele lepiej.
-Więc teraz czas na woooojne!!
Rzuciłam mu prosto w twarz śnieżką i zaczęłam uciekać Ganialiśmy się   tak dość długo. Po wielokrotnym wytarzaniu przeciwnika w śniegu stwierdziliśmy, że czas coś zjeść.

Kelnerka przyniosłam nam posiłek. Podziobałam widelcem w blisko nie określone coś.
-Ja mam to zjeść?
-Chyba tak
-Ale to sam ohydny tłuszcz 
-U mnie też.
-Brzydzę się tego.
-Rozumiem Cię, mi się cofa na sam widok.
-W hotelu pewnie nie dostaniemy nic lepszego.
-Próbujemy?
-Dobra na trzy.
Nabraliśmy na widelce trochę "jedzenia"
-Raz....dwa...........................................blee.....trzy
Zatkaliśmy sobie nosy, zamknęliśmy oczy  i zaczęliśmy rzuć obiad krzywiąc się przy tym przeraźliwie. Nie smakowało to zbyt dobrze jednak lepiej niż wyglądało. Jakoś przemęczyliśmy się  przez połowę posiłku i wróciliśmy do hotelu.



[Saga]
Lucyfer był naprawdę wkurzony. W takim stanie jeszcze nigdy nikt go nie widział. Właśnie udało nam się ukryć w jednym z domów. To co się aktualnie działo na zewnątrz było nie do opisania. Armia Lucyfera była skłonna do wszystkiego, mieliśmy już pierwszą ofiarę, a to dopiero pierwszy dzień starć. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy jednak szans ale nikt tego głośno nie przyzna. Było już za późno. Nie mogliśmy się poddać. Podszedł do mnie Nao, mózg naszej strategii.
-Wiem, że Ci się to nie spodoba ale ktoś musi po nią iść. Słyszałeś jeśli nie ściągniemy jej tutaj piekło przestanie istnieć tak samo jak ziemia.
-Wiem. To trudne ale wiem.
-Obronimy ją zobaczysz. Jeszcze wygramy tą wojnę.
-Jak na razie przegraliśmy bitwę.
-Jedna bitwa nie decyduje o całej wojnie.
-Miv!!!!!!!!!!
-Tak?
Miyavi stał już obok mnie.
-Mogę CI zaufać prawda?
-Oczywiście.
-Przyprowadzisz tu Jasmine i Hamao.
-Ja? Myślałem, że ty...
-Muszę zostać i zminimalizować jak najbardziej zagrożenie przed jej powrotem.
-Rozumiem. Wrócę jak najszybciej to możliwe.
Zniknął. Oby tylko wszystko się udało.

[Jasmine]
Jedliśmy właśnie kolacje kiedy wpadł raptem do pokoju Miyavi z lizakiem w ustach.
-Miv co tu robisz? Gdzie Takashi? Coś mu się stało?
-Z nim wszystko w porządku. Przysłał mnie po was.
-Jak...jak....jak sytuacja?
-Zrobili tam niezłe piekło znaczy to niby było już piekło ale hmm jakby piekło w piekle. Sami się niedługo przekonacie. Zbierajcie rzeczy. Samolot już czeka.
-Nie możemy się po prostu   przenieść? Było by szybciej.
-To zbyt ryzykowne. Po za tym musimy trzymać się planu.





Dziękuję wszystkim za życzenia :* to na prawdę bardzo miłe z waszej strony, jeszcze raz dziękuje :*

piątek, 2 marca 2012

Zapraszam

Tak jak mówiłam 2 marca miał być gotowy już mój nowy blog z okazji tego, że ten już powoli dobiega końca. W takim razie, żeby nie zwlekać dłużej zapraszam xD